bób zawsze zapowiadał nadejscie lata. beztroskie dzieciństwo, początek wakacji… kiedy o nim myślę, widzę moją rodzinę zebraną latem w ogrodzie, przy dużym stole. na środku wielka misa wypełniona po brzegi bobem pachnącym koperkiem i czosnkiem… a my rozmawiamy, śmiejemy się i zajadamy tą pyszną nowalijką. tak prosto z miski, rękami… to taka zdrowa alternatywa* chipsów! 😉 Czytaj dalej
botwinka. czysty smak wiosny…
wróciłam z polski załadowana nowalijkami. między innymi kupiłam chyba z 1o pęczków botwinki. nie mogłam przejść spokojnie koło straganu, poniewaz botwinka to jedna z moich najukochańszych zup, a w kolonii nie udało mi się jej do tej pory nigdzie kupić…
wiedzieliście, że te pierwsze maciupkie buraczki (które gotuje się razem z liśćmi), są podobno wyrywane w celu przerzedzenia grządek i zrobienia miejsca dla większych i dorodniejszych buraków? całe szczęście, że jakaś mądra głowa wymyśliła tą przepyszną zupę!!! Czytaj dalej
czekoladowa tarta z kremem mascarpone i świeżymi truskawkami, czyli truskawkowych wariacji ciąg dalszy…
dzisiaj tylko króciutko, wszystkich pochłaniają mistrzostwa, więc nie chcę przeszkadzać. ale może ta szybka do wykonania tarta – bądź co bądź biało-czerwona – ucieszy oko (i podniebienie) kibica?
mocno czekoladowy, zwarty spód, kontrastowy lekki krem z pomarańczowym aromatem grand marnier ukoronowany słodkimi, pachnącymi truskawkami. dla mnie obłęd. a dla was? 🙂
jadę teraz na tydzień do polski (hurra!!) i nie wiem, jak będzie wyglądał mój dostęp do internetu, więc bedziecie mieli małą przerwę. gotujcie, pieczcie i bawcie się dobrze! Czytaj dalej
sałata w truskawkowej kąpieli z arbuzem, serkiem feta & miętą
wczoraj była u nas wstrętna pogoda (dzisiaj zresztą również). 🙁 zbyt szaro, zbyt zimno, zbyt mokro. jesień. i to taka w niedobrym humorze. po ostatnich – prawdziwie letnich, a wręcz upalnych – dniach, to naprawdę horror.
długo nie musiałam się zastanawiać, w jaki sposób poprawić nastroje i przywrócić troche słońca, jeżeli nawet nie w całym mieście, to chociaż w naszych czterech ścianach… 😀 już moja babcia mówila: dziecko, co taka smutna jesteś? zjedz ociupinkę! najlepszym lekarstwem na chandrę jest coś dobrego do jedzenia…znacie to? 🙂 Czytaj dalej
lemniada małgosi. z kwiatami czarnego bzu. czyli po prostu ambrozja…
kiedy życie daje ci cytryny zrób z nich lemoniadę. a kiedy na każdym kroku zaczyna kwitnąć czarny bez, to najwyższy czas na lemoniadę małgosi!
niedawno odwiedziłam moją przyjaciółkę… pogoda była piękna i siedziałyśmy w ogrodzie. i tam własnie zauważyłam stojącą w słońcu karafkę wypełnioną kwiatami czarnego bzu i pokrojoną cytryną. hmmm… nie dawało mi to spokoju i oczywiście musiałam zapytać, co tam sie praży. lemoniada. ale dlaczego czarny bez i przede wszystkim, dlaczego na słońcu? tak robia ją węgrzy! a więc nie żaden zwariowany modny koktajl, tylko tradycyjny, narodowy przysmak. lemoniada musi lekko sfermentować (dopiero wtedy rozwija swój pełen aromat), a więc stoi w słońcu… Czytaj dalej
truskawkowy jus czyli… zaczyna się truskawkowy zawrót głowy!
hurra!! sezon truskawkowy sie w końcu zaczął! teraz trochę poszalejemy. 😀
na początek jednak podstawowy przepis, który możecie wykorzystywać według własnego uznania…
dla mnie osobiście to idealny sok*, składający się z samych truskawek, bez dodatku cukru, przez co jego konsystencja nie jest syropowata. pasuje do lodów (najlepiej oczywiście waniliowych!), crème brûlée i różnych innych deserów. może być genialnym dodatkiem do szampana, prosecco lub każdego innego wina musującego. albo po prostu wody sodowej. można go również używac jako ukoronowanie sałatek… prawdziwy „allrounder” dla wszystkich, którzy lubia jego świeży, nieprzesłodzony smak. o kolorze już nawet nie wspominam… 😀 Czytaj dalej
jagodowe muffinki. aby tradycji stało się zadość…
od jakiegoś czasu chciałam wypróbować (w końcu!) jakiś klasyczny przepis. niespodziewanie w wyborze pomogła mi moja szwagierka. przeglądajac u mnie różne magazyny, zobaczyła przepis cynthii barcomi (berlińskiej królowej wypieków) na jagodowe muffinki i rozpłynęła się w zachwycie… osobiscie nie przepadam za jagodami, ale nadarzyła sie idealna okazja na wypróbowanie klasyki! 😀 biedne, niczego złego nie spodziewające się ofiary wpadły mi w końcu w ręce! (mój osobisty królik doświadczalny zaparł sie i nie chce jeść nic słodkiego.) hahahaaa…. Czytaj dalej
świeże, pyszne pieczywo i tylko 5 minut pracy? niemożliwe? możliwe! artisan bread.
w trakcie poszukiwań prostych, a dobrych przepisów na pieczywo trafiłam na metode jeffa hertzberga i zoë françois (opisaną w książce „artisan bread in five minutes a day“). jeszcze o niej nie słyszeliscie? ja też nie, chociaż nie jest już wcale taka nowa… 😀 składniki – bez ugniatania – zostają wymieszane drewnianą łyżką w misce, odstawione na 2 godziny w temperaturze pokojowej i potem po prostu wstawione do lodówki! tam ciasto może pozostać do 14 dni (!!!) i żeby upiec coś pysznego – bułki, bagietki, chleb albo pizzę – wystarczy wyciągnąc tylko odpowiednią ilość ciasta… czyż to nie wspaniałe?? osobiście uważam wręcz, że wprost genialne… 😀 Czytaj dalej
ciasto czeCOCA-COLAdowe. enjoy!
zauwazylam, ze ostatnio raczylam was przepisami na slono-pikantno-lekkie potrawy, a wiec najwyzszy czas na cos slodko-tuczacego! 😀
kiedy znalazlam to ciasto w jednym z francuskich blogów*, wiedzialam, ze musze je koniecznie upiec! z dwóch powodów. pierwszy: jestem uzalezniona od czekolady. drugi: najzwyklejsza ciekawosc. coke** w ciescie?? musialam wiedziec, jak ono smakuje…
mam tez mila wiadomosc: upieczenie ciasta nie wymaga wiele czasu i trudu! minimalnie zmienilam recepture (ale mozecie sie trzymac oryginalu!), tzn. zamiast „normalnego“ uzylam cukru muscovado, a zamiast cukru waniliowego – wanilii.
jak mam opisac to ciasto?… zwartej struktury, a jednoczesnie miekkie i lekkie. ekstremalnie czekoladowe i niezbyt slodkie (idealne dla fanów gorzkiej czekolady – mój maz nie moze sie od niego oderwac!!!). do tego pieknie pachnace czekolada… inne niz moje ukochane brownie, ale tez je polubilam. przekonalo mnie swoja prostota i wyraznym smakiem… Czytaj dalej
smacznie & pikantnie: muffiny z gruszką, serem gorgonzola & tessynską musztardą figową
upieklam! ta niecodzienna kombinacja chodzila mi po glowie juz od dluzszego czasu, nie bylam jednak pewna, czy wszystko wyjdzie tak, jak sobie wymyslilam. MÓJ wlasny przepis. nawet ilosci i proporcje moje wlasne, wlasniutkie! 😀 cala jestem dumna i blada. po wlozeniu blachy do piekarnika koczowalam przed nim prawie caly czas modlac sie: dobry boze, spraw, zeby smakowaly tak, jak wygladaja i pachna… 😀 i stal sie maly cud: smakuja! to mala eksplozja smaku na jezyku… nie jestem pewna, czy wszyscy beda nimi tak zachwyceni, jak ja i mój najukochanszy królik doswiadczalny, ale na pewno zdobeda duzo fanów… Czytaj dalej