zapakowaliśmy się do samochodu i pojechaliśmy. i tym razem zostaliśmy zaskoczeni! kiedy wysiedliśmy pod przepięknym pałacem śmiłowice zaparło nam wszystkim dech. to naprawdę niesamowicie piękne miejsce! nie wiedzieliśmy dalej, co nas czeka. niektórzy z nas twierdzili, że będzie to może jakieś spotkanie businessowe, inni zastanawiali się, czy będziemy może pomagali przy weselu. odrzuciliśmy jednak tą myśl, ponieważ stwierdziliśmy, że na to ostatnie jest zdecydowanie za mało czasu! 🙂musicie sobie wyobrazić, jak ogromne było nasze zdziwienie, kiedy jurorzy powiedzieli nam, że będziemy przygotowywać wesele dla 120 osób!!! mnie osobiście pomysł się bardzo spodobał, ponieważ uwielbiam śluby i wesela (wiem, jestem niepoprawną romantyczką!!!), ale zdawałam sobie również sprawę, że spada na nas niesamowita odpowiedzialność. to najważniejszy dzień w życiu dwojga ludzi, przecież nie możemy im go popsuć!!!
michał, jako zwycięzca ostatniej konkurencji mógł dobrać drużynę. wybrał miłosza i mnie. z jednej strony byłam smutna, że nie zostałam z agą i kinią (babki górą!), ale z drugiej strony cieszyło mnie to, że michał we mnie wierzy i docenia moje zdolności kulinarne.
to jednak nie był koniec niespodzianek. przedstawiono nam dwa różne menu, które zostały ustalone przez państwa młodych. nie były to łatwe dania, tym bardziej, że nie dano nam do nich żadnych bliższych wskazówek. wybraliśmy więc menu, którego byliśmy bardziej pewni. pani magda gessler stwierdziła, że trudniejsze. no trudno. namyślać też się za długo nie mogliśmy, czas leciał, młodzi byli chyba już w drodze do kościoła, a nikt z naszej trójki nie miał w głowie przepisu na ciasto czekoladowe i nikt z nas nie wiedział, jak wyglądają francuskie kluseczki!!! tak więc dokonaliśmy wyboru i mieliśmy do zrobienia fileta z sandacza w śmietanowym sosie z malinowym coulis, jelenia w sosie własnym z pieczonymi ziołowymi ziemniakami i burakami, a na deser tartę z polskim jabłkiem na kruchym cieście (podkreślam to, ponieważ wczoraj, oglądając program dowiedziałam się, że podobno miała to być tarte tatin. nie miała być 🙂
no i się zaczęło. powiem wam, to było KONGO. na przygotowanie menu mieliśmy 3,5 godziny!!! gości było razem 120, każda drużyna miała przygotować dania dla 60… nawet nie jesteście sobie w stanie wyobrazić, co to znaczy gotować w obcej kuchni dla takiej ilości gości!!!
zadania zostały podzielone. ja miałam zająć się sosami, miłosz rybą i mięsem, a michał deserem. wstawiłam wywary na sosy, a ponieważ potrzebowały trochę czasu, żeby się ugotować, zapytałam się chłopaków, co mam robić. chodziło oczywiście o pomoc dla nich, a nie o pytanie, co mam robić (tak to może niestety być interpretowane, hahahaaa…). wyjaśniliśmy to sobie (oczywiście – jak to w kuchni bywa – nie przebierając w słowach i nie tracąc czasu na kurtuazję, hahahahahahaaa….) i zajęłam się dodatkami, tzn. ziemniakami i burakami. po tym, jak pokazano nam, w jakich maleńkich foremkach ma być robiona tarta zasugerowałam, aby ubić do niej śmietanę i zrobić karmel, bo zdawałam sobie sprawę, że inaczej nie będziemy mieli najmniejszych szans przy deserze kingi! robiła mianowicie czekoladowe fondanty i wiedziałam, że kto jak kto, ale kinga zrobi je na pewno wyśmienite! 🙂
praca szła nam dobrze, jurorzy (głównie michel i ania) wpadali do kuchni i czasami dawali instrukcje, co pomogło wszystkim poprowadzić pracę na odpowiednie tory. w pewnym momencie michel jednak stwierdził, że nie dajemy sobie rady i muszą nam pomóc. z dumą stwierdzam, że pomagali głównie niebieskim, co z jednej strony cieszyło (było świadectwem, że dajemy sobie rade!), ale z drugiej napawało strachem (skoro oni pracuja w piątke, a my we trójke, to wiadomo, że przegramy!!!!).
zaczęło się serwowanie, szło sprawnie i szybko. w momencie, gdy poproszono dodatkowe dania z jelenia (!!!!) dla orkiestry, mieliśmy ogromną nadzieję, że przynajmniej danie główne jest lepsze, niż od niebieskich.
kiedy wydaliśmy ostatni talerz, odetchnęliśmy wszyscy z ulgą. to była naprawdę cholernie ciężka konkurencja. do tego jeszcze na dworze było ok. 30°C, a w kuchni spokojnie 50°C!!! wszyscy marzyliśmy tylko o wodzie. zarówno tej do picia, jak i tej z prysznica, hahahaha…..
musieliśmy jednak odczekać werdyktu. nie wyobrażacie sobie, jak szczęśliwi byliśmy, że nasza drużyna wygrała!! muszę się jeszcze pochwalić, że zarówno jury, jak i goście weselni byli zachwyceni moimi wszystkimi sosami!!! trochę mi przykro, że nie zostało to pokazane w programie, ale może nie było na to czasu. 🙁
byliśmy tak wykończeni, że nikt nie wyobrażał sobie brania udziału w następnej konkurencji… niestety, wymogi konkursu wszyscy znamy i wiemy, czym to się kończy. nasza trójka dziękowała bogu, że tym razem możemy stać bezpiecznie na balkonie…
kinga, janek i agnieszka zmagali się z ekskluzywnymi afrodyzjakami. każdy robił, co w jego mocy, żeby zachwycić jurorów. ostrygi janka jednak były najmniej zachwycające 🙁
janek musiał odejść. znowu byliśmy wszyscy niesamowicie smutni. janek jest naprawdę niesamowitym człowiekiem. ma duszę artysty i tak też gotuje! z fantazją i rozmachem. wiem, że gotowanie to jego pasja i miłość i on nigdy jej nie zdradzi…
na pocieszenie powiedziano nam, że półfinał odbędzie się w …..HISZPANII!!!!! i znowu niesamowita niespodzianka i znowu zatkało nas wszystkich doszczętnie, hahahahahaaa….
zdradzę wam tylko: tego odcinka nie możecie przegapić! co za piękny kraj, jakie cudowne miasto!!!
zdjęcia, które nie mają mojego © pochodzą z oficjalnej strony programu MasterChef http://masterchef.tvn.pl/zdjecia/ i wykonał je fot. TVN/Bartosz Siedlik
I choć Basieńka, gwiazda tiwi, zapomniała już o znajomych to cudnowienie sobie kochana radzisz i trzymam za ciebie kciuki baardzo! Buuziaki
katarzynko, nie łam mi serca!!! przecież wiesz, że twój blog kocham i zaglądam tam prawie codziennie!!! no, sorry, sorry… dawno nic nie pisałam. muszę nadrobić. obiecuję poprawę. już lecę. do ciebie i do kochanej kachny… xoxooxoxoxoxoxox……
ps. dziękuję za miłe słowa. ja sama miałabym wrażenie oglądając program (gdybym nie znała siebie i swoich umiejętności), że nic nie potrafie, hahahahaha…. szkoda, że wszystko jest strasznie okrojone. mam również wrażenie, że odcinki nie oddają tych wszystkich emocji i przede wszystkim radości, jakie mieliśmy przy gotowaniu, a szkoda…
buuuuziaczki!!!!
Wzięłaś sobie do serca mój lament 🙂 I bardzo dobrze! No niestety, taka to już jest ta telewizja. Pokazują co chcą i jak chcą, ale jak długo masz poczucie, że Ty tam to nadal Ty, to wszystko jest w porządku. Ważne jest to co będzie potem, ile drzwi do spełnienia marzeń Ci to otworzy. Sam program to dopiero początek. Ściskam Cię mocno, wiesz, że trzymam kciuki. O tym, że jesteś moim MasterChefem wiesz od dawna! :*****
ach, wiesz katarzynko. kto lubi się oglądać na filmie? myślę, że mało jest takich osób…
ale nie narzekam! w końcu przecież biorę udział dobrowolnie i mamy wszyscy co prawda niesamowicie dużo stresu i nerwów, ale też OGROM radości i emocji. chyba jeszcze nigdy w życiu nie miałam takich dawek adrenaliny! musze przyznać, że to coś niesamowitego. mam nadzieję, że nie stanę sie jakimś adrenalin-junkie, hahahahaa….
to niesamowite, jak bardzo wszyscy przyzwyczailiśmy się do obecności kamer i w ogóle już ich nie zauważamy! gotujemy po prostu jak wariaci i dajemy z siebie wszystko… i tego mi najbardziej brakuje w programie. wydaje mi się, że nie udało się tego przenieść na ekran… mam jednak nadzieję, że to moje subjektywne zdanie i że innym robi frajde oglądanie naszych zmagań…
ściskam cię mocno, b.
Witam . Ten odcinek bardzo pokazał jak stres i emocje dają się we znaki i że radzi sobie pani z nimi wspaniale . Od początku byłem pewny , że wasza ekipa wygra…dania bardzo ładnie podane aż ślinka leci…
Pozdrawiam i czekam na odcinek z Hiszpanii…trzymam kciuki :))
ciesze sie, ze tak to widzisz (a propos, prosze sie zwracac do mnie na „ty”. wszyscy tak do mnie mówia, nawet dzieci!), poniewaz ja mialam zupelnie inne wrazenie ogladajac ostatni odcinek! 😀
barcelona jest wspaniala… tam bedzie sie dzialo!!! 😀
pozdrawiam, b.
Super!!!! Oglądałam 😉 zaobserwuję, ale czekam na twój ruch 🙂 juliabloger.blogspot.com niedługo na moim blogu będzie dział ”kuchnia”!!! Zapraszam!
czesc julio,
ciesze sie, ze ogladalas. mam nadzieje, ze sie podobalo… 😀
O! musze koniecznie zagladnac na twojego bloga, pozdrawiam, b.
Świetny odcinek, muszę przyznać że lubię każdego z uczestników i każdemu kibicuję ,jednak ucieszyłam się że Wasza grupa wygrała zadanie 😉
Trzymam kciuki za Ciebie Basiu, mam nadzieję ze Pani Gessler (dla której byłaś faworytką na początku) nie przyczepi się do twojego kolejnego ponoć „takiego samego” dania ; )
Półfinał w Hiszpanii, to musiała być świetna niespodzianka! ;D
ach, ciesze sie niezmiernie, ze sie podobalo!
juz na sama mysl o krytyce pani magdy zaczynam robic sie nerwowa! 😀 musze przyznac, ze naprawde nie wiem, o co jej chodzi. no, ale to inny temat…
niespodzianka byla po prostu niesamowita! zreszta to widac po naszych minach, hahahahahaaa… niezapomniane chwile, naprawde! 😀
pozdrawiam, b.
Trzymam za panią kciuki. Od samego początku, bo jest Pani inna niż wszyscy, taka naturalna, energetyczna, dynamiczna i zawsze uśmiechnięta. W dodatku przypomina mi Pani moją ukochaną ciocię Bożenkę z Pruszkowa. Jest Pani WIELKA
nck, dziękuję za miłe słowa! cieszę się bardzo, że trzymasz kciuki…
pozdrów ciocię! 😀