ach, gotowanie na krakowskim rynku to było to! niesamowicie dużo emocji już przed samym wejściem na rynek. nie za bardzo wiedzieliśmy, co nas czeka, chociaż każdy domyślał się, że będzie to coś widowiskowego. atmosfera na rynku, tłumy ludzi dookoła, napięcie i niepewność, z czym będziemy się tym razem musieli zmierzyć… to wszystko było trochę nierealne i niesamowite. adrenalina krążyła w żyłach w niesamowitym tempie… a grillowanie dla 201 harleyowców??? przerosło nasze najśmielsze oczekiwania!!
no i zaczęło się. agnieszka, wyróżniona za najlepsze danie azjatyckie, została wynagrodzona i mogła dobrać sobie członków drużyny. i wybrała świetną, zgraną piątkę! następną niespodzianką, jaka nas czekała, było to, że kapitanowie drużyn sami musieli wybrać składniki ze spiżarni. i agnieszka znowu wybrała! pasowało wszystko, jak ulał. załadowała tak pełen kosz, że nie była go w stanie sama bezpiecznie wywieźć ze spiżarni! widzieliśmy, jak stacza sie na dół i baliśmy się, że zrobi sobie krzywdę. na szczęście michel pomógł jej i obyło się bez większych obrażeń…
po drodze zagarnęła jeszcze warzywa i nasze menu było kompletne.kiedy zobaczyłam produkty, byłam szczęśliwa, ponieważ wiedziałam, że było to najlepsze, co mogła wybrać. aga nie je zbyt dużo mięsa i była niepewna swojego wyboru. niepotrzebnie! ma tak niesamowitą intuicję, że czasami aż trudno w to uwierzyć! wszystkie składniki były po prostu idealnie dobrane. nie musieliśmy się długo głowić, co przygotujemy dla zgłodniałych bikerowców…
zadania zostały podzielone, każdy zajął się swoimi obowiązkami nie zapominając jednak o innych i gdy tylko ktoś potrzebował pomocy, od razu ją otrzymywał. mnie np. w pewnym momencie omdlewały już ramiona od mieszania mięsa (gdyby ktoś mi wcześniej powiedział, że będę na kolanach na krakowskim rynku tłukła mielone, zabiłabym go śmiechem!!!) i gdy tylko krzyknęłam, że długo już nie pociągnę, od razu na kolana padła agnieszka i przejęła moją rolę.
kinia, nasza królowa smaku, była zajęta sosami, ale wszędzie jej było pełno i garnęła sie do każdej pracy. maciek, ostoja spokoju, wykonywał swoje zajęcia i rzucał wszystko, kiedy widział, że potrzebna pomoc. michał, następny niespotykanie spokojny człowiek, zajął sie grillowaniem warzyw, a w międzyczasie pomagał też wszystkim innym. wszędzie nas było pełno, ale nikt nie wchodził sobie w drogę. mieliśmy naprawdę szczęście, że agnieszka wybrała nas do jednej drużyny…
w całym tym ferworze nie zdawałam sobie sprawy, co dzieje się dookoła. nie widziałam kamer nieustannie krążących wokół nas, nie zwracałam uwagi na ludzi, którzy coraz liczniej zbierali się na rynku… i nagle usłyszałam mrożący krew w żyłach ryk nadjeżdżających motorów. niebo zrobiło się ciemne, ponieważ zerwały sie wszystkie gołębie, harleyowcy nadciągali, a mi stanęły wszystkie włosy dęba i dostałam gęsiej skórki!! tego uczucia nie da się opisać. to trzeba po prostu przeżyć…
musieliśmy ich teraz nakarmić. kolejka, w którą się ustawili, wydawała się nie mieć końca. na szczęście ci budzący grozę faceci okazali sie miłymi, rozmownymi gośćmi. a do tego było między nimi parę fantastycznych kobiet, a nawet dzieci!!!
dopiero teraz zaczęliśmy się zastanawiać, czy mamy szansę na wygraną. paru harleyowców powiedziało, że porcje u naszych przeciwników były małe, więc nakładaliśmy im podwójne modląc się, żeby starczyło dla wszystkich. jedzenia na szczęście starczyło (w pewnym momencie pogubiłam się z liczeniem köfte!), wszyscy byli zadowoleni. a my przeszczęśliwi!!!
a jeszcze bardziej szczęśliwi, kiedy skończyło się odliczanie i wiedzieliśmy, że wygraliśmy…. nie mogliśmy się oprzeć, żeby zatańczyć na rynku krakowiaka…
ale niespodzianki się nie skończyły! jako zwycięska drużyna wyjechaliśmy z rynku na harleyach!!! to dopiero była jazda!!!! hahahahahaaa……
najgorsze było jednak to, że wiedzieliśmy, że jedna osoba znowu musi odpaść.
stojąc na balkonie mam poczucie bezpieczeństwa, ale za każdym razem odczuwam też straszną bezsilność. z góry widzi się dokładnie, jakie inni popełniają błędy i nie można w niczym pomóc!
tym razem znowu trafiło na mikołaja. i nie było to spowodowane brakiem umiejętności, tylko faktem, że zapomniał w stresie wziąźć kosz ze spiżarni! mimo, że współzawodnicy (chociaż w naszym przypadku to raczej już przyjaciele) oddali mu trochę ze swoich produktów i sprzętów, nie wystarczyło… niki jesteś wspaniałym człowiekiem z niesamowitym poczuciem humoru i świetnym kucharzem!
zdjęcia, które nie mają mojego © pochodzą z oficjalnej strony programu MasterChef http://masterchef.tvn.pl/zdjecia/ i wykonał je fot. TVN/Bartosz Siedlik
Uwielbiam Twoje postrzeganie tego co się działo! jesteś GENIALNA:)
kinia, kocham cie, wiesz o tym… 😀
WIEM:) ja Ciebie też i straszni mi Ciebie brakuje:) całusy
No to teraz juz wiem co i jak:) Nie ogladalm Cie w niedziele bo pilam piffko u znajomych ale o kciukach nie zapomnialam!;)
Buziale!:*
kachna, wybaczam, hahahahaaa… kciuki sie przydaly!!! to byl pierwszy odcinek, który mi sie naprawde podobal… mam nadzieje, ze nie ostatni! 😀
buuuuuuuzi!!!!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Baśka „wymiatasz”… 3mamy kciuki!!! Buziaki :-*
hahahaaa… no, czasami i zamiatem! 😀 trzymajcie, trzymajcie. kciuków nigdy nie za wiele… 😀
aaaa…. zapomniałabym! STOOOOO LAAAT Ci życzymy i mnóstwa tak wspaniałych inspiracji w gotowaniu – jak do tej pory!!!!! 🙂
dziekuje mirelko, dziekuje za pamiec i za mile slowa… pozdrowienia dla wszystkich! 😀
Basku, jestes fantastyczna jako kucharz-artysta i jako Czlowiek! Zyczymy wygranej. Trzymamy kciuki. Poza tym sto lat urodzinowe! MiT
bardzo dziekuje za przemile slowa. przede wszystkim ten kucharz-artysta, to miód dla mojej duszy! 😀
dziekuje za zyczenia urodzinowe, sciskam! 😀